wtorek, 27 września 2011

Przekazy Anielskich Pism

Niezwykłości, skądkolwiek by nie pochodziły, posiadają zazwyczaj ogromną moc przyciągania. Ta zaś z tym większą siłą działa, im owych cudów ciekawsza historia dotyczy. Taką właśnie niezwykłą historię malują - rzec by można - od wielu lat Kazimiera i Zbigniew Plądrowie z Sosnowca.
Hołdując zasadzie, że życie jest zbyt cenne, żeby miało być byle jakie, pomagają tym, którzy nie wyrażają wewnętrznej zgody na nie satysfakcjonujące życie i tym, którzy mają odwagę marzyć, jednocześnie chcąc swoje marzenia realizować.

Przekazy anielskim pismem usiane

Udało im się stworzyć własny nurt twórczości plastycznej, który nazwali malarstwem afirmacyjno-medytacyjnym. Oddziałują terapeutycznie poprzez sztukę, prowadzą warsztaty kreacji twórczej. Jako małżeństwo – wyjątkowi, jako terapeuci - niezawodni. W dodatku to ona została wybrana, by dać światu przekaz, dziś jeszcze niezgłębiony, tajemniczy, ale wierzy, że nadejdzie chwila, kiedy dowie się, kto nią kieruje i do czego zmierza.

Wszystkiemu winna ASP
Oboje są artystami plastykami. Los splótł ich drogi na studiach w Katowicach. To tutaj wszystko się zaczęło. Już u zarania swej artystycznej drogi mieli własną wizję wykorzystania swoich umiejętności tak, by tworzyć sztukę pozytywnie oddziałującą na widza. Świadomi tego, że człowiek, by coś znaczył, musi cały czas się rozwijać, z pasją oddawali się jodze i innym filozofiom Wschodu, gdzie teoria wypływa z praktyki.
- Z czasem, coraz bardziej uświadamialiśmy sobie działanie myśli, dźwięków, kolorów i ich wibracji na człowieka, na jego samopoczucie, zdrowie i funkcjonowanie w życiu – mówią .
- Wieloletnia praca nad sobą, zdobywane stopniowo umiejętności oraz własne przemyślenia, wyzwoliły w nas potrzebę niesienia pomocy ludziom. Nauczyliśmy się jak zmieniać ich myślenie na takie, które kreuje pozytywny rozwój i samorealizację, jak uwalniać się od męczących ich problemów.
Rebirthing, którego uczyli się od samego mistrza Leonarda Orra, praca z afirmacjami, artoterapia  i terapia esencjami energetycznymi – to tylko niektóre z narzędzi, jakie wykorzystują w pracy. Wielu mówi o nich, że we wszystko, co robią, wkładają serce. To niezwykłe zaangażowanie zostało docenione przez… no właśnie. I tu zaczyna się historia nie z tej ziemi.
Channellingowe przekazy
- Byliśmy w Siewierzu. Nagle usłyszałam bardzo silny przekaz, że mam się przygotować, bo zaraz będę pisała. Posłusznie, niemal machinalnie, sięgnęłam po kartkę i długopis. Chwilę później na papierze pojawiły się dziwne znaki, których znaczenia absolutnie nie rozumiałam. Działo się to w obecności pewnej osoby, z którą pracował mąż. Pomyślałam, że może to jakiś przekaz dla niej. Podałam jej kartkę z prośbą, by spróbowała odczytać zapisane znaki. Nie stawiała żadnego oporu. Po chwili wpatrywania się w dziwne pismo, zaczęła je odczytywać. Było to coś w rodzaju modlitwy, mówiącej o sile i ważności miłości – wspomina Kazimiera Sękiewicz - Pląder.
Ówczesny przypadek bardzo nią poruszył. Choć nie miała pojęcia o co chodzi, czuła, że dzieje się coś ważnego. Wtedy jeszcze nie szukała  wytłumaczenia, jaką rolę i w czyim planie odgrywa. Nie wiedząc, co pisze, po prostu poddawała się niezwykłej sile, niosącej przekaz. Tak zaczęły powstawać rysunki channellingowe. Dziś ma ich w dorobku całe mnóstwo. Kiedy się spotkałyśmy, podała mi do ręki jeden z kilku przyniesionych na spotkanie segregatorów, pełen swoistych dzieł sztuki. Natychmiast, kiedy go otworzyłam, poczułam jakby dziwna moc przeniosła mnie w nieznane ,miejsce, pełne radosnej ciszy. Trzymałam w rękach „magiczne obrazki”, od których biły: ciepło, radość, dobroć, miłość, ale przede wszystkim nieziemski spokój. Przyglądałam się im, a Wisia (tak mówią na nią znajomi) snuła opowieść.
 Sama wierzy, że nic nie dzieje się bez powodu. Nie wie, jak odczytać znaki, które wychodzą spod jej ręki, ale jest pełna ufności, że przyjdzie taka chwila, w której wszystko stanie się jasne.
Od tamtego momentu minęło kilkanaście lat a dziwne przekazy stały się niemal codziennością. Jak twierdzi, nigdy nie stara się ich wymyślać, po prostu się pojawiają.
 – Wszystko dzieje się bardzo szybko, jakby od dawna było przygotowane i czekało tylko na odpowiedni moment – mówi.
Malując przekazy, formą zachwycające wszystkich, którzy tylko zechcą na nie spojrzeć, nie wie co się wokół niej dzieje. Jest wyłączona z otoczenia i bardzo skoncentrowana. Kiedy wraca do rzeczywistości, potrafi bardzo się zdziwić, czasem nie może się ruszyć, jednak nigdy się nie boi.  – Wiem, że to dobra, mądra energia – uśmiecha się. Już nie zastanawia się, jak  to było na  początku, jakiego koloru użyć. Poddaje się temu, co się dzieje i jak łatwo zauważyć, efekt zawsze jest zadziwiający. I chyba nic w tym dziwnego, skoro tyle w niej dobroci. Już na pierwszy rzut oka emanuje spokojem i roztacza wokół siebie przedziwną dobrą energię.  Jakby wciąż delikatnie uśmiechnięta, twierdzi, że zawsze marzyła, by tworzyć sztukę pozytywną. Jak widać, została wysłuchana. Czy to rysunki zawierające afirmacje, czy mandale, czy channellingi – wszystko ma pozytywny wpływ na odbiorcę.
Pismo z innego wymiaru?
Tego, skąd pochodzą litery, pojawiające się w najróżniejszych momentach, nie wie nikt. Są tacy, którzy pismo z obrazów nazywają anielskim a w przekazach doszukują się ręki Stwórcy.
Ci, którzy znają Wisię Pląder nie mają wątpliwości, że nie została wybrana przypadkiem, by z czasem poskładać w całość wieloczęściową historię, której być może jest częścią. Jej wysoki stopień rozwoju duchowego nie mógł nie zostać dostrzeżony. Ona sama, pytana kto stoi za przesyłanymi jej przekazami, nie zna odpowiedzi, choć sprawcę tego, co się dzieje, nazywa Bogiem. Nie potrafi odczytać przekazów, ale czuje, że podświadomie je rozumie. Skromnie twierdzi, że na świadome zrozumienie musi przyjść odpowiednia chwila. Póki ta jeszcze nie nadeszła, a ego domaga się wyjaśnień, próbuje uzyskać jakieś informacje, trafiając do różnych osób. Niektóre z jej przekazów zostały w pewnym sensie odczytane. Dzięki temu dowiadujemy się na przykład, że jedno z tych swoistych malowideł ukazuje człowieka w boskiej świadomości. Mówi o nim, jako o istocie, która ma w sobie boskość, ale jest w niej też element ego. Konieczne jest, by dokonała się w niej transformacja, by mogła osiągnąć doskonałość.
Inny rysunek jest zapisem stworzenia świata. Mówi o tym, że Bóg istnieje w harmonii, a wszystko, co dzieje się we wszechświecie, jest zapisane. Rysunek ukazuje zapis wszystkich dróg, które człowiek ma do wyboru a wybór ten jest ogromny.
Prób interpretacji dokonywało już kilka osób z kręgu znajomych, również zajmujących się pracą nad sobą i rozwojem duchowym. Ich odczucia były różne.
 - Pojawiły się skojarzenia z dawnym pismem chaldejskim lub starożytnym pismem Dalekiego Wschodu. Ktoś odczytał zapisane "słowa" fonetycznie, zupełnie nie rozumiejąc ich treści, oddał tylko brzmienie tego języka, które było bardzo dziwne, gardłowe. Twierdzono też, że jest to pismo wielopłaszczyznowe, w którym pod każdym znakiem pojawia się następny, wprowadzający w dalszy zbiór informacji. Myślę, że wiele osób może odczytać te znaki zgodnie z własnym poziomem zaawansowania na drodze duchowego rozwoju - mówi pani Wisia. – Nie wykluczam, że może wcale nie trzeba ich tłumaczyć i rozumieć - wystarczy, że zostały zapisane i działają. Bo nasze obserwacje wskazują, że to pismo rzeczywiście oddziałuje na głębokie pokłady psychiki, przynajmniej niektórych ludzi. Odczuwają silne wzruszenia i emocje, ogromny przepływ energii, niektórym wzrasta temperatura, jeszcze inni mają fizyczne odczucia w ciele. Są i tacy, którzy wyczuwają dłońmi energię, emanującą z rysunków - opowiada artystka.
Czegokolwiek by nie napisać, złote, srebrne lub białe esy floresy poruszają wyobraźnię i przenoszą w pradawne czasy a energia z nich płynąca jest bardzo mocno odczuwalna.
- Jedna z osób, która spróbowała zinterpretować znaki, powiedziała, że pismo jest absolutnie nieprzypadkowe. Jest początkiem czasu zmian. Mówi o tym, że czas cierpienia i trudu przemija. Stanowi dla nas naukę, którą mamy potem przekazać dalej, by ludzie potrafili odzyskiwać wolność by ich psychika nie poddawała się manipulacjom i okaleczeniom. To swoiste zadanie ma nas przygotować do zaproszenia szeroko rozumianej miłości. Energia spływająca z symboli przygotowuje nas do wielkich zmian, do innego życia.
Różnorodność i siła odczuć
Zanim na intuicyjnie tworzonych obrazach zaczęło pojawiać się pismo, minęło wiele czasu. Jednak i bez przedziwnych liter to, na co patrzył odbiorca, najczęściej go wzruszało. Ludzie odczuwali radość. Do dziś zdarza się, że na wernisażach wystaw państwa Plądrów, wzrok ludzki jakby przywiera do obrazu. Ludzie nie chcą wychodzić, mówią, że czują się znakomicie, sprawiają wrażenie jakby czas przestał dla nich istnieć.
O przeznaczeniu obrazów dużo mówią ich nazwy: „Brama światłości”, „Orchidea miłości”, „Łaska opatrzności”. Wiele z zawartych w tych dziełach symboli pojawia się w wyobraźni malarki bez jasnego znaczenia. Bez względu na to, są chętnie kupowane. Wybór nie jest jednak łatwy. Artystka często maluje na zamówienie. Nierzadko otrzymuje przekaz właściwy dla danej osoby i zawiera go w rysunku.
- Zdarzyło się nie raz, że ktoś patrząc na obraz zaczynał płakać, innym razem dowiadywaliśmy się, że ustąpiły blokady wewnętrzne. Pewna pani wpatrując się w obraz, nagle spostrzegła, że lepiej widzi, zdjęła okulary i zaczęła czytać bez żadnych problemów – opowiada Wisia.
Intuicyjna twórczość od widza wymaga również intuicji. Nie analizy, jak myślą niektórzy a umiejętności odczuwania. Są osoby, które patrząc na rysunki, wewnętrznie czują, co zawiera obraz i jakie jest jego przesłanie. Zdobią nimi swoje mieszkania. Nie brak i takich, którzy na wzór otrzymanych symboli robią sobie biżuterię.
Wisia Sękiewicz-Pląder opowiada o wielu zdarzeniach.  Każde z nich na swój sposób zadziwia, każde intryguje. Spośród licznych historii, kilka zwraca szczególną uwagę.
- Podczas jednego z treningów usłyszałam w głowie wyraźne polecenie: "Siadaj i rysuj" – wspomina. - Zrobiłam to i powstał rysunek, który, jak ze zdumieniem potem odkryłam, okazał się identyczny z tym, który wykładowca narysował na tablicy. Innym razem, pewien "mój" zapis ujrzałam wcześniej. Pojawił się w energii nad pracującą grupą i zbliżał się do mnie, co bardzo dokładnie widziałam. Jeszcze kiedy indziej podczas treningu, który  Zbyszek prowadził z grupą, namalowałam rysunek, złożony z ośmiu symboli, a potem okazało się, że członków tej grupy było właśnie ośmiu, zaś treść rysunku oddawała to, co działo się podczas sesji.
Artystka nie zapomni też tego, jak któregoś dnia, gdy skończyła malować przekaz, podszedł do niej znajomy i powiedział, że widział jak znaki i wszystko, co namalowała, spływało na nią z góry, zatrzymując się w okolicach nóg. Powstało wówczas silenie działające koło z szesnastoma znakami. Tyle było osób na zajęciach i każda z nich otrzymała indywidualny przekaz, bardzo mocno nań reagując.
Podobne historie można by mnożyć.
Koła o przedziwnej mocy
Jest ich wiele. Pojawiają się nagle. Zazwyczaj, kiedy pracuje kilka osób. Wówczas stwarza się piękna energia – twierdzi Wisia.
– W pewnym momencie po prostu ciało sięga po narzędzia. Nie mogłoby się to stać ani wcześniej, ani później. Czasem wiem, że rysunek nie jest kompletny. Musi minąć jakiś czas i wracam do niego, by skończyć, ale to zdarza się niezwykle rzadko.
Te koła mają wyjątkowe znaczenie. Ci, którzy chcą, mogą do nich wejść, chętnie to zresztą czynią. Czują oczyszczenie, przepływ energii, czasem uzyskują odpowiedzi na zadane pytania.
 – Mam wrażenie, że w kole następuje kontakt z jakimś nauczycielem, ktokolwiek nim jest – twierdzi malarka. – Ludziom mija napięcie, jest im lżej, czasem widzą światło, czują ciepło. Przebywają w kole tak długo, jak tylko chcą. Zazwyczaj od kilku do kilkunastu minut.
Razem z mężem wspominają kobietę chorą na stwardnienie rozsiane, która bardzo mocno odczuwała przepływającą energię, jaka wyzwalała się w kole. Po chwili przypomina im się dziewczyna, która dzieliła się wrażeniem, jak po wejściu do koła zobaczyła, że podchodzą do niej postacie ubrane w białe szaty  ze złotymi guzikami. Ponieważ była chora, zapytała, co ma robić, żeby wyzdrowieć. Żadne z artystów nie pamięta już dosłownie, co usłyszała, ale bez wątpienia były to rady.
- W kołach zdarzają się przedziwne sytuacje. Pamiętam, jak któregoś dnia, po namalowaniu jednego z nich stałam w środku kilkanaście minut i komuś się kłaniałam. Komu? Nie mam pojęcia – opowiada.
Niekończąca się opowieść…
Wszystko zwykło posiadać tak początek, jak i koniec. Historia przekazów, spisywanych przez Kazimierę Sękiewicz -Pląder na pewno jeszcze się nie kończy. Kredki, żelowe pisaki, złote, srebrne i białe pastele, a nawet płatki złota leżą sobie spokojnie na swoich miejscach, czekając na właściwy przekazowi moment, który co jakiś czas nadchodzi. Channellingowych rysunków jest już kilkaset.
- Być może kiedyś spotkam się z  kimś, do kogo te znaki są adresowane - mówi z uśmiechem artystka. Dobrze wie, że pismo, którego przekaz zapisuje, nie pochodzi z żadnego ze znanych dziś języków. I choć historia zna przypadki innych osób, posługujących się pismem, automatycznym, dyktowanym przez istoty z innego wymiaru, to co tworzy Wisia jest swoistym ewenementem w tej dziedzinie.
Ona sama cierpliwie czeka, wierząc, że wszystko na świecie dzieje się w konkretnym celu. I dalej maluje „dyktowaną” historię…już dziś dla wielu szczęśliwą.
Teresa Szczepanek
Tekst wklejony za zgodą autora Pani Teresy Szczepanek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz