piątek, 2 grudnia 2011

Andrzejki 2011

      LEMONIADA - Katowice 2011  :)  Super lokal - POLECAM


 KASZMIR - Sosnowiec - Super - POLECAM
   


Termy Rzymskie - Czeladż - Super - POLECAM




Andrzejki były super :)

czwartek, 20 października 2011

Medytacje

MEDYTACJE


           Poniższe medytacje przeznaczone są dla ludzi, którzy chcą już medytować, jednak
szukają jeszcze odpowiedzi na niektóre pytania związane z buddyzmem Diamentowej
Drogi, by zdecydować się czy jest to ich ścieżka, czy też nie. Pozostałe medytacje dostępne
są w naszych
ośrodkach.

Medytacje te są również szczególnym prezentem dla moich uczniów pracujących z grupami,
a także dla tych, których członkowie rodziny lub przyjaciele pragną poznać metody możliwe
do zastosowania samemu. Mimo, że są proste w użyciu, zawierają ważne elementy wszystkich dróg Buddy.




Wykonujcie je bez wysiłku i cieszcie się nimi!
Wasi Tomek, Cathy, Hannah i Lama Ole

 


Medytacja oddechów - świateł

Siedzimy tak wygodnie, jak tylko możemy. Nasze ręce spoczywają na podołku, prawa na lewej, kciuki lekko się stykają. Plecy mamy wyprostowane, jednak nie sztywne. Broda jest nieco cofnięta. Najpierw uspokajamy umysł.

Czujemy bezkształtny strumień powietrza wchodzący i wychodzący przez czubek nosa, myślom i dźwiękom pozwalamy po prostu swobodnie przepływać - nie chwytamy ich. Pragniemy teraz medytować, by doświadczyć umysłu i uzyskać dystans do własnych przeszkadzających emocji. Tylko wówczas będziemy rzeczywiście w stanie przynieść pożytek innym.

W odległości szesnasty szerokości palca przed nami, a więc około połowy długości ramienia, pojawia się teraz przejrzyste, przezroczyste światło. Wraz z wdechem wpływa ono do dolnej części naszego ciała. Po drodze staje się coraz bardziej czerwone. Kiedy zatrzymuje się na krotko na wysokości czterech palców poniżej pępka, ma intensywny czerwony kolor. Kiedy wydychamy powietrze, światło porusza się ku górze - staje się jednocześnie coraz bardziej niebieskie. W odległości połowy ramienia przed nami niebieskie przejrzyste światło w jednym momencie staje się znowu jasne, po czym wdychamy je znowu.

Koncentrujemy się na tym tak dobrze, jak to tylko możliwe, podczas gdy oddech w naturalny sposób przychodzi i odchodzi. Jeśli z trudnością przychodzi nam zobaczenie kolorów, myślimy po prostu: przejrzyste światło przy wdechu, czerwone, gdy oddech zatrzymuje się poniżej pępka i niebieskie w czasie wydychania powietrza. Potem możemy skupić się na wibracjach oddechu. Wdychając powietrze słyszymy wówczas wewnętrzne brzmienie sylab OM, zatrzymując oddech poniżej pępka - głębokiego AH, a w momencie wydechu HUNG. Odczuwamy te wewnętrzne wibracje tak długo, jak długo jest to przyjemne.

Kończąc medytację, pozwalamy, by świat znowu się pojawił - nowy i świeży. Życzymy, aby cale dobro, jakie się tutaj wydarzyło stało się nieograniczone, by dotarło do wszystkich istot, odebrało całe ich cierpienie oraz dało im w zamian jedyne trwałe szczęście - doświadczenie natury umysłu.

Medytacja tęczowego światła

Siadamy tak wygodnie, jak to możliwe. Nasze ręce spoczywają na podołku, prawa na lewej, kciuki lekko się stykają. Plecy mamy wyprostowane, jednak nie są one sztywne, broda jest lekko cofnięta ku tyłowi.

Najpierw uspokajamy umysł. Czujemy, jak bezkształtny strumień powietrza wchodzi i wychodzi przez czubek nosa, myślom i dźwiękom pozwalamy po prostu swobodnie przepływać, nie chwytając ich. Chcemy teraz medytować, by doświadczyć umysłu i uzyskać dystans wobec naszych przeszkadzających uczuć. Tylko wówczas będziemy w stanie rzeczywiście przynosić pożytek innym.

W centrum naszej klatki piersiowej, na wysokości serca pojawia się teraz małe tęczowe światło. Stopniowo rozprzestrzenia się ono coraz bardziej wewnątrz naszego ciała. Kiedy całkowicie nas wypełnia, rozpuszczają się wszystkie cierpienia, trudności i przeszkody. Następnie światło to wypływa z naszego ciała we wszystkich kierunkach i wypełnia całą przestrzeń. Dzięki temu rozpuszczają się cierpienia wszystkich istot, a świat zaczyna promieniować nieograniczonym szczęściem. Znajdujemy się w czystej krainie pełnej nieograniczonych możliwości. Wszystko przeniknięte jest wyzwalającym znaczeniem. Światło to wypływa z nas tak długo, jak długo sobie tego życzymy.

Kończąc medytację, pozostajemy w tym stanie tak długo, jak to tylko możliwe. Wreszcie pragniemy, aby całe dobro, jakie się tutaj wydarzyło, stało się nieograniczone, by dotarło do wszystkich istot, rozpuściło ich cierpienie i dało im. w zamian jedyne trwałe szczęście - rozpoznanie natury własnego umysłu.      Autor - LAMA OLE NYDAHL

czwartek, 13 października 2011

Pająki i Biedronki

.... No świat chyba zwariował coś mu się porąbało , a może rzeczywiście zbliżamy się do apokalipsy ? Wszak kończy się kalendarz majów czyli chyba majowie wiedzieli że dalej to już bez sensu . No jak by nie było to wywodzimy się z jednego gatunku .... gatunku ludzi.Żaden kosmita nie podzielił nas na gatunek mężczyzn i kobiet , Więc skoro nie , to znaczy ze jesteśmy ludzmi i ten gatunek powinien ze sobą współdziałać , współżyć i się wspierać , a tak nie jest . Kobiety narzekają na mężczyzn coraz częściej łapią za gwożdzie , wiertarkę , stery i podobne rzekomo kiedyś tylko dla mężczyzn stworzone narzędzia . Jak by nie patrzeć mężczyżni nauczyli się gotować , myć okna i zmieniać pieluchy....i narzekają na kobiety ......no bo to była zła kobieta . Co się dzieje ?
Jasiu płacze bo Małgosia go oskubała ze wszystkich złotówek a Balbina narzeka że Ptyś ją zaliczył i potraktował jak wszystkie inne . No do jasnego ciorta nigdy nie dojdziemy do porozumienia jak tak będziemy robić . To właśnie rozważania Alinki , sympatycznej blondyneczki o wielkich lazurowych oczach. Alinka singielka jak większość obecnie ludzi będąc psychologiem , mało nie napisała doktoratu na temat gatunku ludzkiego. Jako kobieta wyzwolona podchodziła neutralnie zarówno do opowiadań pań jak i panów. Rozumiała ich doskonale. Zarówno jedna jak i drugą przeciwległą grupę ludzkich stworzeń . Tak bardzo zagłębiła się w swoją rolę że zatraciła .....swoją osobowość i pogubiła się w relacjach  płci i postanowiła sprawdzić jak to jest być .......................................................................... mężczyzną ........      - (oczywiście wszelkie podobieństwa wydarzeń lub zbieżność imion jest przypadkowa)

Syzyfowe Ostrzeżenia

Tyle razy proszę , mówię i ostrzegam , przytaczam przykłady i opowiadania. Tyle razy powtarzam ludziom żeby nie oceniali , nie osądzali i nie interweniowali bez wyrażnej  prośby osoby zainteresowanej w ich życie .
Tak ciężko jest to ludziom zrozumieć ale za to tak łatwo wyrażać swoje zdanie na temat innych , z jaką lekkością języka chętnie mówią o tym co ktoś powinien robić , jakie podjąć decyzje , jak to prosto i łatwo jest dyskutować na temat kogoś ....ale siebie zostawiamy z boku , nie naruszając swojej prywatności , nie naruszając swoich dzieci ....zresztą swoje dzieci zawsze potrafimy wytłumaczyć , bo zawsze znajdzie się powód że one są takie a nie inne lub że zrobiły coś bo.....  Widzimy szczegóły w drugich osobach , w ich zachowaniu w ich uczynkach , potrafimy wygrzebać na światło dzienne  najmniejszy błąd . A mało tego to tylko u siebie dostrzegamy dobroć , poświęcenie i wspaniałość . Czasami słuchając .... sama nie wiem czy mam płakać nad losem takich ludzi , czy powinno mi być ich żal ? ............ sam wielki mistrz Jezus powiedział ,, a kto jest bez winy niech pierwszy uderzy kamieniem ,, - czyż nie jest to refleksja nad tym że tak naprawdę wszyscy popełniamy błędy i jesteśmy winni ? WIĘC DLACZEGO OCENIASZ INNYCH. Czyż nie jest napisane że ,, bogaty jeszcze dostanie a biednemu zabiorą ,, Chodzi wszak tu o bogactwo duchowe .... O to że osiągając równowagę i mądrość duchową - Bogacimy się ! - ale nie polega to na kolejnym kursie czy przeczytaniu kolejnej książki. Nauczyłam się słuchać, ale mimo wszystko nie nauczyłam się rozumieć i chyba nigdy nie zrozumie tych ludzi którzy mówią o sobie jacy to są wspaniali , zabiegani , zapracowani jak bardzo troszczą się o wszystkich w koło , a o nich nikt oczywiście jak to musza ciężko o wszystko walczyć i na wszystko pracować , nie zważając oczywiście na to że pomaga im mama a teściowa ubiera dziecko lub opłaca szkołę ...hm...no tego się nie widzi , to płynie za zasłoną lub ma czapkę niewidkę na oczach. Za to nasz bohater czy bohaterka co to ma wykształcenie, prace i nigdy nie poznała co to jest bieda i głód , w dalszym ciągu pozostaje wspaniała troszczącą się o wszystkich osobę i to jej daje prawo do oceniania i wydawania wyroków na innych .... I to są właśnie Ci biedni ludzie , - Ludzie którym kiedyś będzie zabrane .
Już nie będę nikomu mówić .... nie rób drugiemu tego co tobie nie miłe ....... nie oceniaj , byś ty nie był oceniony .....nie obgaduj bo i ciebie obgadają ...... poszukaj u siebie kłody zanim u kogoś zobaczysz drzazgę ....Ej....  stare przysłowia mają w sobie dużo mądrości....Co ma wisieć nie utonie :)  - Całuski dla moich czytelników.

poniedziałek, 10 października 2011

Jesień

Dzisiaj dzień nie bardzo przyjemny...jesień jednak jest piękna,zmusza do refleksji...ale to jest także potrzebne...Wiesz... myślę że kontakt z przyrodą jest czymś wspaniałym,obserwacja natury,spokój...wszechogarniająca cisza...można wtedy wiele rzeczy przemyśleć...We wszystkich moich myślach...kontakt z rzeczywistością,nie z iluzją,nie z pragnieniami...ale z rzeczywistością...można wtedy znaleźć odpowiedż na wiele pytań...To jest ta wolność,która jest niezbędnym warunkiem odczuwania szczęścia i kochania...bez potrzeby zawładnięcia kimś,bez manipulacji...Wydaje mi się a właściwie jestem pewien, że miłość powinna dawać poczucie niesamowitego spokoju i bezpieczeństwa,powinna być tym jak w tym pięknym liście Sw.Pawła "miłość cierpliwa jest,łaskawa,miłość nie zazdrości,nie szuka poklasku,nie unosi się pychą,nie dopuszcza się bezwstydu... nie pamięta złego... miłość nigdy nie ustaje..."Zapewne zdarza się ale niezmiernie rzadko,bo jest trochę "z innego świata". Dlatego jest tematem wielu pięknych poematów,wierszy,utworów muzycznych...Niedościgniona i piękna,taka dla marzycieli, romantyków...ale iluzoryczna miłość nie daje szczęścia,nie daje spokoju,budzi ciągły niedosyt i cierpienie...bo jest oderwana od rzeczywistości,bo nie można jej "dotknąć" ani się do niej "przytulić", nie daje pocieszenia ani oparcia... więcej w niej pożądania niż czułości...tak myślę...To trochę lektura "przebudzenia" nasunęła mi tego rodzaju refleksje.Ja zapewne szukam tego uczucia i dlatego o sobie i o tym wiele piszę,jednak to hymn przyszłości,to codzienność,..............buziaki

wtorek, 27 września 2011

Przekazy Anielskich Pism

Niezwykłości, skądkolwiek by nie pochodziły, posiadają zazwyczaj ogromną moc przyciągania. Ta zaś z tym większą siłą działa, im owych cudów ciekawsza historia dotyczy. Taką właśnie niezwykłą historię malują - rzec by można - od wielu lat Kazimiera i Zbigniew Plądrowie z Sosnowca.
Hołdując zasadzie, że życie jest zbyt cenne, żeby miało być byle jakie, pomagają tym, którzy nie wyrażają wewnętrznej zgody na nie satysfakcjonujące życie i tym, którzy mają odwagę marzyć, jednocześnie chcąc swoje marzenia realizować.

Przekazy anielskim pismem usiane

Udało im się stworzyć własny nurt twórczości plastycznej, który nazwali malarstwem afirmacyjno-medytacyjnym. Oddziałują terapeutycznie poprzez sztukę, prowadzą warsztaty kreacji twórczej. Jako małżeństwo – wyjątkowi, jako terapeuci - niezawodni. W dodatku to ona została wybrana, by dać światu przekaz, dziś jeszcze niezgłębiony, tajemniczy, ale wierzy, że nadejdzie chwila, kiedy dowie się, kto nią kieruje i do czego zmierza.

Wszystkiemu winna ASP
Oboje są artystami plastykami. Los splótł ich drogi na studiach w Katowicach. To tutaj wszystko się zaczęło. Już u zarania swej artystycznej drogi mieli własną wizję wykorzystania swoich umiejętności tak, by tworzyć sztukę pozytywnie oddziałującą na widza. Świadomi tego, że człowiek, by coś znaczył, musi cały czas się rozwijać, z pasją oddawali się jodze i innym filozofiom Wschodu, gdzie teoria wypływa z praktyki.
- Z czasem, coraz bardziej uświadamialiśmy sobie działanie myśli, dźwięków, kolorów i ich wibracji na człowieka, na jego samopoczucie, zdrowie i funkcjonowanie w życiu – mówią .
- Wieloletnia praca nad sobą, zdobywane stopniowo umiejętności oraz własne przemyślenia, wyzwoliły w nas potrzebę niesienia pomocy ludziom. Nauczyliśmy się jak zmieniać ich myślenie na takie, które kreuje pozytywny rozwój i samorealizację, jak uwalniać się od męczących ich problemów.
Rebirthing, którego uczyli się od samego mistrza Leonarda Orra, praca z afirmacjami, artoterapia  i terapia esencjami energetycznymi – to tylko niektóre z narzędzi, jakie wykorzystują w pracy. Wielu mówi o nich, że we wszystko, co robią, wkładają serce. To niezwykłe zaangażowanie zostało docenione przez… no właśnie. I tu zaczyna się historia nie z tej ziemi.
Channellingowe przekazy
- Byliśmy w Siewierzu. Nagle usłyszałam bardzo silny przekaz, że mam się przygotować, bo zaraz będę pisała. Posłusznie, niemal machinalnie, sięgnęłam po kartkę i długopis. Chwilę później na papierze pojawiły się dziwne znaki, których znaczenia absolutnie nie rozumiałam. Działo się to w obecności pewnej osoby, z którą pracował mąż. Pomyślałam, że może to jakiś przekaz dla niej. Podałam jej kartkę z prośbą, by spróbowała odczytać zapisane znaki. Nie stawiała żadnego oporu. Po chwili wpatrywania się w dziwne pismo, zaczęła je odczytywać. Było to coś w rodzaju modlitwy, mówiącej o sile i ważności miłości – wspomina Kazimiera Sękiewicz - Pląder.
Ówczesny przypadek bardzo nią poruszył. Choć nie miała pojęcia o co chodzi, czuła, że dzieje się coś ważnego. Wtedy jeszcze nie szukała  wytłumaczenia, jaką rolę i w czyim planie odgrywa. Nie wiedząc, co pisze, po prostu poddawała się niezwykłej sile, niosącej przekaz. Tak zaczęły powstawać rysunki channellingowe. Dziś ma ich w dorobku całe mnóstwo. Kiedy się spotkałyśmy, podała mi do ręki jeden z kilku przyniesionych na spotkanie segregatorów, pełen swoistych dzieł sztuki. Natychmiast, kiedy go otworzyłam, poczułam jakby dziwna moc przeniosła mnie w nieznane ,miejsce, pełne radosnej ciszy. Trzymałam w rękach „magiczne obrazki”, od których biły: ciepło, radość, dobroć, miłość, ale przede wszystkim nieziemski spokój. Przyglądałam się im, a Wisia (tak mówią na nią znajomi) snuła opowieść.
 Sama wierzy, że nic nie dzieje się bez powodu. Nie wie, jak odczytać znaki, które wychodzą spod jej ręki, ale jest pełna ufności, że przyjdzie taka chwila, w której wszystko stanie się jasne.
Od tamtego momentu minęło kilkanaście lat a dziwne przekazy stały się niemal codziennością. Jak twierdzi, nigdy nie stara się ich wymyślać, po prostu się pojawiają.
 – Wszystko dzieje się bardzo szybko, jakby od dawna było przygotowane i czekało tylko na odpowiedni moment – mówi.
Malując przekazy, formą zachwycające wszystkich, którzy tylko zechcą na nie spojrzeć, nie wie co się wokół niej dzieje. Jest wyłączona z otoczenia i bardzo skoncentrowana. Kiedy wraca do rzeczywistości, potrafi bardzo się zdziwić, czasem nie może się ruszyć, jednak nigdy się nie boi.  – Wiem, że to dobra, mądra energia – uśmiecha się. Już nie zastanawia się, jak  to było na  początku, jakiego koloru użyć. Poddaje się temu, co się dzieje i jak łatwo zauważyć, efekt zawsze jest zadziwiający. I chyba nic w tym dziwnego, skoro tyle w niej dobroci. Już na pierwszy rzut oka emanuje spokojem i roztacza wokół siebie przedziwną dobrą energię.  Jakby wciąż delikatnie uśmiechnięta, twierdzi, że zawsze marzyła, by tworzyć sztukę pozytywną. Jak widać, została wysłuchana. Czy to rysunki zawierające afirmacje, czy mandale, czy channellingi – wszystko ma pozytywny wpływ na odbiorcę.
Pismo z innego wymiaru?
Tego, skąd pochodzą litery, pojawiające się w najróżniejszych momentach, nie wie nikt. Są tacy, którzy pismo z obrazów nazywają anielskim a w przekazach doszukują się ręki Stwórcy.
Ci, którzy znają Wisię Pląder nie mają wątpliwości, że nie została wybrana przypadkiem, by z czasem poskładać w całość wieloczęściową historię, której być może jest częścią. Jej wysoki stopień rozwoju duchowego nie mógł nie zostać dostrzeżony. Ona sama, pytana kto stoi za przesyłanymi jej przekazami, nie zna odpowiedzi, choć sprawcę tego, co się dzieje, nazywa Bogiem. Nie potrafi odczytać przekazów, ale czuje, że podświadomie je rozumie. Skromnie twierdzi, że na świadome zrozumienie musi przyjść odpowiednia chwila. Póki ta jeszcze nie nadeszła, a ego domaga się wyjaśnień, próbuje uzyskać jakieś informacje, trafiając do różnych osób. Niektóre z jej przekazów zostały w pewnym sensie odczytane. Dzięki temu dowiadujemy się na przykład, że jedno z tych swoistych malowideł ukazuje człowieka w boskiej świadomości. Mówi o nim, jako o istocie, która ma w sobie boskość, ale jest w niej też element ego. Konieczne jest, by dokonała się w niej transformacja, by mogła osiągnąć doskonałość.
Inny rysunek jest zapisem stworzenia świata. Mówi o tym, że Bóg istnieje w harmonii, a wszystko, co dzieje się we wszechświecie, jest zapisane. Rysunek ukazuje zapis wszystkich dróg, które człowiek ma do wyboru a wybór ten jest ogromny.
Prób interpretacji dokonywało już kilka osób z kręgu znajomych, również zajmujących się pracą nad sobą i rozwojem duchowym. Ich odczucia były różne.
 - Pojawiły się skojarzenia z dawnym pismem chaldejskim lub starożytnym pismem Dalekiego Wschodu. Ktoś odczytał zapisane "słowa" fonetycznie, zupełnie nie rozumiejąc ich treści, oddał tylko brzmienie tego języka, które było bardzo dziwne, gardłowe. Twierdzono też, że jest to pismo wielopłaszczyznowe, w którym pod każdym znakiem pojawia się następny, wprowadzający w dalszy zbiór informacji. Myślę, że wiele osób może odczytać te znaki zgodnie z własnym poziomem zaawansowania na drodze duchowego rozwoju - mówi pani Wisia. – Nie wykluczam, że może wcale nie trzeba ich tłumaczyć i rozumieć - wystarczy, że zostały zapisane i działają. Bo nasze obserwacje wskazują, że to pismo rzeczywiście oddziałuje na głębokie pokłady psychiki, przynajmniej niektórych ludzi. Odczuwają silne wzruszenia i emocje, ogromny przepływ energii, niektórym wzrasta temperatura, jeszcze inni mają fizyczne odczucia w ciele. Są i tacy, którzy wyczuwają dłońmi energię, emanującą z rysunków - opowiada artystka.
Czegokolwiek by nie napisać, złote, srebrne lub białe esy floresy poruszają wyobraźnię i przenoszą w pradawne czasy a energia z nich płynąca jest bardzo mocno odczuwalna.
- Jedna z osób, która spróbowała zinterpretować znaki, powiedziała, że pismo jest absolutnie nieprzypadkowe. Jest początkiem czasu zmian. Mówi o tym, że czas cierpienia i trudu przemija. Stanowi dla nas naukę, którą mamy potem przekazać dalej, by ludzie potrafili odzyskiwać wolność by ich psychika nie poddawała się manipulacjom i okaleczeniom. To swoiste zadanie ma nas przygotować do zaproszenia szeroko rozumianej miłości. Energia spływająca z symboli przygotowuje nas do wielkich zmian, do innego życia.
Różnorodność i siła odczuć
Zanim na intuicyjnie tworzonych obrazach zaczęło pojawiać się pismo, minęło wiele czasu. Jednak i bez przedziwnych liter to, na co patrzył odbiorca, najczęściej go wzruszało. Ludzie odczuwali radość. Do dziś zdarza się, że na wernisażach wystaw państwa Plądrów, wzrok ludzki jakby przywiera do obrazu. Ludzie nie chcą wychodzić, mówią, że czują się znakomicie, sprawiają wrażenie jakby czas przestał dla nich istnieć.
O przeznaczeniu obrazów dużo mówią ich nazwy: „Brama światłości”, „Orchidea miłości”, „Łaska opatrzności”. Wiele z zawartych w tych dziełach symboli pojawia się w wyobraźni malarki bez jasnego znaczenia. Bez względu na to, są chętnie kupowane. Wybór nie jest jednak łatwy. Artystka często maluje na zamówienie. Nierzadko otrzymuje przekaz właściwy dla danej osoby i zawiera go w rysunku.
- Zdarzyło się nie raz, że ktoś patrząc na obraz zaczynał płakać, innym razem dowiadywaliśmy się, że ustąpiły blokady wewnętrzne. Pewna pani wpatrując się w obraz, nagle spostrzegła, że lepiej widzi, zdjęła okulary i zaczęła czytać bez żadnych problemów – opowiada Wisia.
Intuicyjna twórczość od widza wymaga również intuicji. Nie analizy, jak myślą niektórzy a umiejętności odczuwania. Są osoby, które patrząc na rysunki, wewnętrznie czują, co zawiera obraz i jakie jest jego przesłanie. Zdobią nimi swoje mieszkania. Nie brak i takich, którzy na wzór otrzymanych symboli robią sobie biżuterię.
Wisia Sękiewicz-Pląder opowiada o wielu zdarzeniach.  Każde z nich na swój sposób zadziwia, każde intryguje. Spośród licznych historii, kilka zwraca szczególną uwagę.
- Podczas jednego z treningów usłyszałam w głowie wyraźne polecenie: "Siadaj i rysuj" – wspomina. - Zrobiłam to i powstał rysunek, który, jak ze zdumieniem potem odkryłam, okazał się identyczny z tym, który wykładowca narysował na tablicy. Innym razem, pewien "mój" zapis ujrzałam wcześniej. Pojawił się w energii nad pracującą grupą i zbliżał się do mnie, co bardzo dokładnie widziałam. Jeszcze kiedy indziej podczas treningu, który  Zbyszek prowadził z grupą, namalowałam rysunek, złożony z ośmiu symboli, a potem okazało się, że członków tej grupy było właśnie ośmiu, zaś treść rysunku oddawała to, co działo się podczas sesji.
Artystka nie zapomni też tego, jak któregoś dnia, gdy skończyła malować przekaz, podszedł do niej znajomy i powiedział, że widział jak znaki i wszystko, co namalowała, spływało na nią z góry, zatrzymując się w okolicach nóg. Powstało wówczas silenie działające koło z szesnastoma znakami. Tyle było osób na zajęciach i każda z nich otrzymała indywidualny przekaz, bardzo mocno nań reagując.
Podobne historie można by mnożyć.
Koła o przedziwnej mocy
Jest ich wiele. Pojawiają się nagle. Zazwyczaj, kiedy pracuje kilka osób. Wówczas stwarza się piękna energia – twierdzi Wisia.
– W pewnym momencie po prostu ciało sięga po narzędzia. Nie mogłoby się to stać ani wcześniej, ani później. Czasem wiem, że rysunek nie jest kompletny. Musi minąć jakiś czas i wracam do niego, by skończyć, ale to zdarza się niezwykle rzadko.
Te koła mają wyjątkowe znaczenie. Ci, którzy chcą, mogą do nich wejść, chętnie to zresztą czynią. Czują oczyszczenie, przepływ energii, czasem uzyskują odpowiedzi na zadane pytania.
 – Mam wrażenie, że w kole następuje kontakt z jakimś nauczycielem, ktokolwiek nim jest – twierdzi malarka. – Ludziom mija napięcie, jest im lżej, czasem widzą światło, czują ciepło. Przebywają w kole tak długo, jak tylko chcą. Zazwyczaj od kilku do kilkunastu minut.
Razem z mężem wspominają kobietę chorą na stwardnienie rozsiane, która bardzo mocno odczuwała przepływającą energię, jaka wyzwalała się w kole. Po chwili przypomina im się dziewczyna, która dzieliła się wrażeniem, jak po wejściu do koła zobaczyła, że podchodzą do niej postacie ubrane w białe szaty  ze złotymi guzikami. Ponieważ była chora, zapytała, co ma robić, żeby wyzdrowieć. Żadne z artystów nie pamięta już dosłownie, co usłyszała, ale bez wątpienia były to rady.
- W kołach zdarzają się przedziwne sytuacje. Pamiętam, jak któregoś dnia, po namalowaniu jednego z nich stałam w środku kilkanaście minut i komuś się kłaniałam. Komu? Nie mam pojęcia – opowiada.
Niekończąca się opowieść…
Wszystko zwykło posiadać tak początek, jak i koniec. Historia przekazów, spisywanych przez Kazimierę Sękiewicz -Pląder na pewno jeszcze się nie kończy. Kredki, żelowe pisaki, złote, srebrne i białe pastele, a nawet płatki złota leżą sobie spokojnie na swoich miejscach, czekając na właściwy przekazowi moment, który co jakiś czas nadchodzi. Channellingowych rysunków jest już kilkaset.
- Być może kiedyś spotkam się z  kimś, do kogo te znaki są adresowane - mówi z uśmiechem artystka. Dobrze wie, że pismo, którego przekaz zapisuje, nie pochodzi z żadnego ze znanych dziś języków. I choć historia zna przypadki innych osób, posługujących się pismem, automatycznym, dyktowanym przez istoty z innego wymiaru, to co tworzy Wisia jest swoistym ewenementem w tej dziedzinie.
Ona sama cierpliwie czeka, wierząc, że wszystko na świecie dzieje się w konkretnym celu. I dalej maluje „dyktowaną” historię…już dziś dla wielu szczęśliwą.
Teresa Szczepanek
Tekst wklejony za zgodą autora Pani Teresy Szczepanek

Duch pachnący macierzanka

Wielu z nas miało okazję odczuć ich obecność. Zdecydowana większość zna zasłyszane o nich tu i ówdzie historie, niekoniecznie z dzieciństwa. Od stuleci wzbudzają naszą ciekawość, pobudzając ludzką wyobraźnię. Jedni wierzą, że są wśród nas, inni negują ich istnienie. Jednemu nie da się zaprzeczyć: lubimy, gdy się o nich opowiada…
Wejdźmy zatem w świat pełen tajemnic i silnych mocy, zagłębiając się w prawdziwą historię. Otwórzmy oczy na to, co niedostrzegalne i tajemnicze. Dotknijmy, choćby oczyma wyobraźni, tego, co nietykalne, starając się dostrzec to, co na pozór niewidzialne.

Duch pachnący macierzanką

Aleksandra stanęła w progu drzwi do pokoju. – O, moja droga, sama to ty tutaj nie jesteś – powiedziała, spokojnie rozglądając się dookoła. Specjalnie mnie to nie zdziwiło. Od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że ktoś obserwuje mnie, kiedy zasypiam. W dodatku obok mojego ulubionego fotela roztaczał się słodki zapach macierzanki. Jakby ktoś zmieszał ją z wonią fiołków.
Dama w czerni
Chwilę później dowiedziałam się, że pomieszkuje u mnie kobieta  w średnim wieku, pani ponoć elegancka,  w stylowym kapeluszu, znająca obce języki, spowita w czerń.
– Kogoś najprawdopodobniej szuka. Nie sądzę, żeby miała złe zamiary. Po prostu chyba dobrze się tu czuje – dopowiedziała Ola.
Ktokolwiek wchodził do mojego mieszkania faktycznie mówił, że ma ono swój klimat i czuł się najprawdopodobniej nim dobrze. Mimo to wieczorne szpiegowanie mnie przez uchylone do sypialni drzwi z każdym dniem przydawało mi większego strachu. Moja znajoma, posiadająca zdolności paranormalne, zaproponowała na wszelki wypadek okadzić mieszkanie odpowiednimi ziołami.
Miałam tej nocy spać spokojnie. Tymczasem była to bodaj najgorsza noc w moim życiu. Ze snu wybudził  mnie najpierw powiew zmrożonego powietrza a potem dziwna siła usiłował wcisnąć moją głowę w poduszkę, na której spałam, objawiając swoją moc.  Nie dość, że byłam przerażona nie na żarty, to jeszcze nie mogłam się poruszyć. Bezwładne ciało odmawiało posłuszeństwa, sprawiając wrażenie kilkutonowego monolitu. Głos, mimo, że usiłowałam krzyczeć, po prostu nie wydobywał się z gardła. Walka z dziwną energią, która powoli doprowadzała mnie na skraj wyczerpania nerwowego była przegrana z kretesem. Po niezmiernie długiej w moim odczuciu chwili, podobnie nagle jak się pojawił, atak ustał.
Do rana nie zmrużyłam oka. Jakimś cudem doczekałam przyzwoitej godziny porannej, kiedy to wypada już nękać ludzi telefonami i natychmiast wybrałam numer Aleksandry.
Nie była zachwycona tym, co usłyszała. Pod wieczór znowu stanęła w drzwiach pokoju, w którym na dobre zagościł bliżej nieokreślony, nękający mnie byt. Tym razem nic jej nie zaniepokoiło. Snułyśmy rozważania na temat energii, które błądzą w przestrzeni, kiedy wzrok Oli zwrócił się w stronę drzwi a ona sama powiedziała: - Proszę, proszę, kogo my tu mamy, nasza lokatorka z innego wymiaru się obudziła. Witamy.
Znieruchomiałam natychmiast, choć starałam się zachować zimną krew. – Co ty właściwie widzisz? – dopytywałam się. – Poświatę, kontur, czasem wiry światła, tego nie da się powiedzieć słowami – uzyskałam odpowiedź.
Wtargnięcie w ciało
Nasza rozmowa toczyła się dalej. Przypomniało mi się, jak po śmierci babci miałam podobne uczucie zimna, zesztywniałe ciało, krzyczałam, ale mama nie słyszała krzyku. Jakiś ciężar uciskał mi klatkę piersiową. Opowiadałam Oli, jak po słowach: Babciu, jeśli to ty, to proszę, nie strasz mnie – wszystko minęło. Nagle twarz jasnowidzącej wykrzywił nienaturalny grymas. Ze zdziwieniem patrzyłam, jak z każdą chwilą zmieniająca się mimika twarzy czyni Olę zupełnie mi obcą. Nienaturalnie przekrzywiała głowę, twarz przebiegał dziwaczny uśmiech, jakby szyderczy, niby mnie słuchała, ale jakby była gdzie indziej… Mówiła wolniej, jak zaprogramowana. W dodatku jej oczy przeszywały mnie na wskroś, zdawały się patrzeć nie na mnie, tylko przeze mnie.  Puste, bezbarwne, bez wyrazu, na pewno nie jej. W końcu nie wytrzymałam. – Ola, co ty robisz, przestań mnie straszyć! – powiedziałam stanowczo. Starała mi się tłumaczyć, że przecież ze mną rozmawia normalnie, że nie wie o co mi chodzi a już o straszeniu nie ma mowy. Nie skutkowało. Dawało się zauważyć delikatne drżenie na jej ciele. Po jakimś czasie  przybrała normalny wyraz. Nerwowo sięgnęła po papierosa. Nie dawałam za wygraną, zasypując ją pytaniami, co się z nią działo przez ostatnie minuty. Twierdziłam, że miałam wrażenie jakby to nie była ona. I wtedy zaskoczyła mnie zupełnie.
– No, bo to nie byłam ja! - powiedziała wreszcie. – Coś takiego przydarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Bałam się, że się przestraszysz i sama byłam w strachu. Widać twojemu gościowi nie spodobało się, że wczoraj zakłóciłyśmy mu spokój, więc postanowił najpierw ukarać Ciebie a teraz postraszył mnie – wyjaśniała.
Chciałam wiedzieć, co czuła. Opowiadała, że to potwornie dziwne uczucie. – Masz jakby dwa ciała, czujesz, że jest ci ciasno. Nie panujesz w pełni nad swoimi ruchami, nawet wypowiadane słowa nie do końca są twoimi słowami a ciało jest jakby nie twoje – starała się oddać to, co czuła.
Miałam dosyć. Bałam się coraz bardziej. Aleksandra zasugerowała egzorcyzmy, jeśli święcona woda, którą przyniosła, nie da rezultatu. Za sprawą medytacji wyciszyłam się trochę. Woda, zdawało mi się, działała, więc myśl o egzorcyście schowałam na dnie szuflady z przykrymi myślami. Tej, do której nie zaglądam za żadne skarby.
Wakacje z duchem
Niedługo potem jechaliśmy w Tatry. Któregoś dnia w pokoju omal nie umarłam z przerażenia. Nie chciałam odpowiadać na pytania męża, który zorientował się, że dziwnie się zachowuję. On jednak nie dawał się zbyć.
- Nie wiem, co sobie teraz pomyślisz, ale nasz duch najwyraźniej zabrał się z nami na wakacje – powiedziałam wreszcie. – Czujesz macierzankę? – zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową. Jakież było moje zdumienie, kiedy usłyszałam, że i on miał podobne odczucie, tylko nie chciał mnie niepokoić. Postanowiliśmy o tym nie myśleć. Tylko czasem, wędrując po górach, uśmiechaliśmy się znacząco, oboje czując, że dziwny byt chwilami nam towarzyszy.
Resztę wakacji spędzaliśmy w Bieszczadach, a  właściwie mieliśmy taki zamiar.
Na szczycie Połoniny Wetlińskiej  przeczekaliśmy potężną burzę. Zejście nie było łatwe. Byliśmy zaledwie kilka kilometrów od Ustrzyk Dolnych, gdzie wynajmowaliśmy kwaterę, kiedy przez samochód przetoczył się dobrze znany nam zapach.
Dosłownie chwilę po tym zdarzeniu zza zakrętu wyjechał  nissan terrano. Jednoosiowa, metalowa przyczepa odczepiła się od niego i uderzyła w nas czołowo. Na reakcję nie było czasu. Koło od przyczepy złamało słupek w samochodzie, wybiło szybę i złamało mężowi rękę. Potem samochód stoczył się do głębokiego rowu. Nie wiem jakim cudem przeżyłyśmy z córką wypadek. Samochód nadawał się tylko do kasacji. Jedynie mąż doznał poważnych obrażeń. Złamanie zmiażdżeniowe, wielofragmentowe na zawsze zdeformowało mu rękę, choć składali ją specjaliści w Piekarach Śląskich. Szyte ucho, rany na twarzy i to najgorsze… uczynnił się guz trzustki.
Tajemnicze zniknięcie
Dzień wypadku, który przerwał nam wakacje był tym, w którym po raz ostatni pachniało macierzanką. Po powrocie do domu zniknął bezpowrotnie. Duch nas opuścił. Tak mi się przynajmniej wówczas wydawało.
Długo zachodziłam w głowę, czego tak właściwie doświadczaliśmy. Zła energia? Dobry byt? Tajemnicza mara?  Gość z innego wymiaru? Anioł? Interpretacje były tak różne, jak wielu było interpretatorów.
Zdaniem egzorcysty, musiał to być duch, szukający zemsty, zawieszony między światami, nie mogący odejść spokojnie do swojego świata. To, co mówił egzorcysta, układało się w całość, zwłaszcza, że po wypadku wszystko się uspokoiło.  Byli i tacy, którzy tajemniczą woń przypisywali aniołowi stróżowi, który, ich zdaniem, w zetknięciu z nieszczęściem próbował nas ostrzec. Kogo by wówczas nie posłuchać, każdy miał coś swoistego do dodania. Dopełnieniem wszystkiego była opowieść mojego męża.
Powracający sen
Nie wiedział o wizjach, jakie miała Aleksandra. Nie chciałam, by pomyślał, że oszalałam do reszty. Czuł tylko zapach i znał moje obawy. Któregoś dnia w klinice, spacerując po ogrodzie, opowiedziałam mu o wizjach, w których pojawiała się elegancka dama. Jak porażony piorunem wykrzyknął: Przecież to ta kobieta z mojego snu!. W pierwszej chwili nie wiedziałam, o co mu chodzi. - Jaki sen? Jaka kobieta? Co ty opowiadasz? – dopytywałam się natarczywie.
- Pamiętasz, opowiadałem ci dawno temu, że co jakiś czas prześladuje mnie sen, w którym pojawia się kobieta spowita w czerń. Zawsze siada na brzegu mojego łóżka i patrzy z wyrzutem, przeszywająco, jakby domagała się wyjaśnień, jakby chciała za coś zadość uczynienia. W każdym z tych snów mam wrażenie, że komuś odebrałem życie. Potem już tylko biegnę, by go odnaleźć, bo nigdy nie wiem, kim jest. Za każdym razem jestem gdzie indziej: w piwnicy, w lochach, w lesie. Wiem, że muszę się spieszyć. Kiedy już docieram do celu i właśnie mam zobaczyć swoją ofiarę, budzę się z przeraźliwym lękiem a zimny pot po prostu mnie zalewa. Od przeszło dwudziestu lat staram się w śnie odkryć straszną dla mnie prawdę, której nieustannie poszukuję. Wszystko na nic.
Zaniemówiłam. Przypomniały mi się nagłe przebudzenia męża i strach w nocy. Nie chciał mówić, co mu się śniło. Faktycznie kiedyś zdawkowo napomknął o męczącym go śnie, który wraca. Bez szczegółów. Kiedy Ola spostrzegła w naszym domu tajemniczą postać i opisała jak wygląda, nie skojarzyłam jej ze snem. Może to pomogłoby zapobiec nieszczęściom?
Dzisiaj już nie wnikam w to, czy zjawa istotnie kogoś szukała, jak mówiła jasnowidząca, czy chciała się za coś zemścić. Zdaniem Aleksandry, szukała dziecka, które prawdopodobnie straciła w dziwnych okolicznościach. Nasza córka miała wówczas siedem lat. Po tej dziwnej historii, jaka nam się przydarzyła wiem jedno: duchy istnieją! I jeśli tylko mają takie życzenie, dają znać o swoim istnieniu. I źle się dzieje, kiedy zaczynamy lekceważyć dawane nam znaki.
Niespodziewane odwiedziny?
Czy z chwilą wypadku, który zapoczątkował pasmo nieszczęść, duch czarnej damy zaspokoił żądzę zemsty? Trudno wyrokować. Jedno jest pewne: bliskie spotkania z duchami na zawsze pozostają w pamięci a świat już nie jest taki sam.
Nie raz słyszałam, jak ktoś mówił, że chciałby zobaczyć ducha. Według starotajskich przekazów istnieje dziesięć sposobów, aby tego dokonać. Wszystkie są opisane w tajemniczej księdze zatytułowanej „Dziesięć Spotkań". Przystępując do rytuałów, warto jednak uważać, aby nie obudzić sił, nad którymi nie będziemy w stanie zapanować, bo wtedy nasze życie może zmienić się w koszmar.
Kiedy w rocznicę śmierci męża kładłam na płycie wiązankę, tulipany zapachniały nagle macierzanką…
Teresa Szczepanek.
 Tekst uzyskałam za zgoda właściciela Pani Tereni Szczepanek :)

Remedia

Tajemnicza moc remediów

Przez wieki owiane aurą tajemniczości, kiedyś powszechnie używane, wraz z rozwojem cywilizacji zepchnięte zostały do rangi zabobonów. Jednak mimo to, często po nie sięgamy. Zwłaszcza w chwilach zwątpienia lub zagrożenia. Talizmany, amulety i inne remedia znów zaczynają wracać do łask, święcąc tryumfy.
Zanim pani Hanna kupiła pierścień Atlantów w jej życiu ciągle coś się nie układało. Co rusz na coś chorowała, przytrafiały jej się okoliczności, przez które pogrążała się w depresji. Któregoś dnia usłyszała o pierścieniu.
- Najszybciej, jak było to możliwe, pojechałam na targi ezoteryczne, kupiłam pierścień i od tamtego czasu nie rozstaję się z nim ani na chwilę – opowiada. – To już pięć lat a ja nie pamiętam, żeby coś mi dolegało. Wychodzę obronną ręką z różnych opresji, czuję, że pierścień mnie ochrania i pomaga rozwijać intuicję – mówi.
Takich osób, przeświadczonych o dobroczynnym działaniu talizmanów i amuletów jest w naszym społeczeństwie bardzo dużo. Ktoś powie, że ulegamy magii tajemniczych przedmiotów. Czy jednak nie jest tak, że coraz częściej zdajemy sobie sprawę z ich oddziaływania i wpływu na świat, który nas otacza, na rzeczywistość, w której żyjemy? Wystarczy tylko sięgnąć do historii,  trochę poczytać , porozmawiać choćby z fizykami, by zdać sobie sprawę, że to nie żadne zabobony, a moc tych coraz powszechniej używanych remediów ściśle związana jest z wieloma dziedzinami nauki.

Dawno temu

Przedmioty magiczne od dawna służyły jako ochrona przed „złym okiem” i czarami. Dawniej amuletem mógł być mały skórzany woreczek – co nas dzisiaj może nieco dziwić - wypełniony odpowiednio dobranymi kamieniami szlachetnymi lub kryształami, a także ziołami, posiadającymi ochronną moc. Takie właśnie woreczki z różnościami nosiło się na szyi lub przy pasku. Jednak jak zawsze to, co dobre i magiczne mogło być również użyte przeciwko człowiekowi. I tak w celu uczynienia komuś krzywdy zamiast wspomnianych ziół i kryształów umieszczano w woreczkach coś, co kojarzyło się ze złem. Wkładano do nich na przykład nieparzystą ilość (1, 3, 5, 7, 9 lub 13)  przedmiotów takich jak: gwoździe z trumny, szpilki, igły, obcięte paznokcie, fotografie, kosmyki włosów, kości do gry, fałszywe monety lub zioła, a nawet  ziemię cmentarną, które miały odmienny niż leczniczy charakter. Tak spreparowany amulet o odmiennym znaczeniu umieszczano przy drzwiach wejściowych lub bramie prowadzącej do posesji. Uciekano się też do innych sztuczek. Umieszczano je na drodze w ten sposób, aby osoba, na którą chce się rzucić zły czar, musiała je minąć lub po nich przejść. To sprawiało, że negatywną energię, zawartą w pakunku, wprowadzało się ze sobą do domu. Dzięki temu efekt był ponoć gwarantowany.
Dzisiaj również ucieka się do podobnych sposobów, bowiem szkodzenie bliźniemu, choć wstyd się do tego przyznać, ciągle stanowi cel dla niektórych. Najczęściej używana do złych celów jest woda wylewana na próg. Do klasycznie złych amuletów zaliczyć trzeba też podrzucanie zdechłego kota, działanie którego doceniło wielu doświadczonych krzywdzicieli.

Talizman czy amulet?

Prawdopodobnie nie znajdzie się talizman ani amulet, w którym nie ma odwołania do jakichś symboli. Tak więc wszystko, co zostało powiedziane o symbolach dotyczy także talizmanów. Oprócz tego talizmany rządzą się własnymi prawami. Jaki z tego wniosek? Żeby efektywnie korzystać z talizmanów i amuletów, należy zachować wszystkie reguły wiążące się z symbolami a także te, które są przypisywane przedmiotom magicznym.
Porównując talizman z amuletem można stwierdzić, że te pierwsze są czymś  niejako mniej mistycznym, że pełnią rolę swego rodzaju akumulatorów energii zapewniającej szczęście, że moce w nich zawarte zwykle uzyskiwało się dzięki naładowaniu ich przez odpowiednie osoby siłą w religioznawstwie określaną malezyjskim terminem mana. Samą zaś siłę przekazywano różnie, w zależności od kultury i okresu historycznego. Obecnie najbardziej klasyczna preparacja talizmanów jest domeną tybetańskich lamów.
O amuletach opowiadać jest znacznie trudniej. Spotykane współcześnie również nawiązują do tradycji z Tybetu i stamtąd pochodzą. Do Europy dotarły na przykład gau – czyli osobiste relikwiarze, we wnętrzu których, jak wierzą Tybetańczycy – drzemią związane tajemną mocą demony lub opiekuńcze duchy.
To, czy sięgniemy po talizman, czy zamówimy sobie amulet, zależy od nas samych. Zastanawiające jest jednak, że ostatnio częściej niż dotychczas wielu z nas szuka pomocy, zdając się na ich działanie.

Remediami w kryzys

Sięgając po remedia, zwykle dotychczas poszukiwaliśmy mistyki. Obecnie nietrudno zauważyć, że interesuje nas bardziej sfera praktyczna. W dobie zmierzającego do nas milowymi krokami kryzysu, z coraz większą determinacją, staramy się zabezpieczyć przed mającymi nadejść trudnymi czasami. Czynimy to na rozmaite sposoby. Nierzadko nie dysponując dostateczną wiedzą i stale jeszcze utożsamiając mający przynosić szczęście talizman z mającym chronić amuletem.
Jak twierdzą znawcy tematu, sięgamy po trosze po wszystko. Od kadzideł oczyszczających otoczenie poczynając, przez figurki chroniących i wskazujących nam drogę aniołów, mandale - pozwalające działać siłom kosmicznym, posążki Buddy zapewniające dobrobyt po inne drobne figurki przynoszących  szczęście słoni, żółwi, smoków czy żab.
- Obecnie potrzeba nam głównie uporządkowania naszej podświadomości. Z tym spotykam się najczęściej. Klienci chcą, by wskazać im talizman, który ukierunkuje ich na to, czego najbardziej pragną – twierdzi Grzegorz Ciszak, radiesteta, którego firma słynie miedzy innymi z biżuterii ochronnej najwyższej jakości i  przedmiotów radiestezyjnych.
- Nie jest tajemnicą, że nasilają się zawiść i zazdrość. Szukamy zatem ochrony. Tu przychodzą nam z pomocą przedmioty oddziałujące pozytywnie poprzez promieniowanie kształtów. Najlepszy jest Pentagram, który skutecznie odbija energię. Pełni rolę tarczy ochronnej, rolę jasnego umysłu i wszechstronnej wiedzy. Chroni przed demonami, złymi spojrzeniami, oskarżeniami i fałszywymi słowami. Wierzono, że osoby noszące Pentagram poradzą sobie z każdym problemem i pokonają każdą przeszkodę - wyjaśnia.
Jeśli chodzi o pomyślność w biznesie – a o to zabiegamy coraz częściej - bardzo silne pozytywne działanie ma dwustronny talizman nazywany pieczęcią Salomona - symbol przenikania się w świata widzialnego i niewidzialnego. Ma wspomagać, oświecać i prowadzić. Przynosi szczęście, miłość i powodzenie, dodaje także siły i mądrości. Zabezpiecza to, co posiadamy a z drugiej strony służy pomnażaniu naszych dóbr.
- W sprawach uczuć doskonale sprawdza się talizman Christiana. Jest starożytnym, niewypowiedzianie silnym znakiem astrologicznym, oddziałującym na podświadomość, dającym miłość, szczęście harmonię i porozumienie między małżonkami.. Podrzucony lub podarowany właściwej osobie wzbudza w niej odpowiednie uczucia. Noszenie przy sobie talizmanu zapobiega i usuwa bezpłodność, daje spokój i równowagę ducha, przynosi dobre wieści. Jego siła przeciwdziała truciznom. Leczy depresję, daje nadzieję i dobre samopoczucie. Jest ostatnio bardzo chętnie kupowanym talizmanem – mówi Grzegorz Cisza.
Jego zdaniem, jeżeli chcemy polepszyć działalność naszej firmy - a takich klientów właśnie przybywa -  warto sięgnąć po mandale biznesowe. Uaktywniają i nasilają naszą pracę. - Czasem jesteśmy zaskoczeni, bo pod ich wpływem zaczynamy mieć coraz mniej czasu. To jednak przekłada się na nasze zyski - twierdzi radiesteta.
Kiedy nasilają się kłopoty i nękają nas zmartwienia, warto zadbać o złagodzenie stresów i powstających napięć. Poziomy energetyczne doskonale wyrównuje piramida – mówi.
Dobroczynne działanie piramidy potwierdza wielu. Między innymi Jan Szkutnik z Wrocławia. – Od kiedy pod specjalnie wykonaną piramidą spędzam kilkanaście minut dziennie, żyję zupełnie inaczej. Wróciły spokój i równowaga. Znikły napięcia. Nie jestem już tak podatny na stresy jak dawniej, wyregulowało mi się ciśnienie – stwierdza.
Rzecz jasna najmocniej działają talizmany robione na indywidualne zamówienie, na podstawie danych, na przykład z zastosowaniem silnych kryształów. Oczywiście nie należy zapominać o pierścieniu Atlantów, który wytwarzając silne pole ochronne jest bodaj najsilniejszym z talizmanów i najczęściej stosowanym – przypomina Grzegorz Ciszak.
Wśród starożytnych kultur i ludów pogańskich amulety były bardzo rozpowszechnione. Podobnie jak w czasach biblijnych tak i teraz uważa się, że  otaczają mocą ochroną swego właściciela, strzegąc go przed niebezpieczeństwami i negatywną energią. Dla skutecznego funkcjonowania amuletu potrzebna jest jednak wiara w jego moc ochronną.
Najwartościowsze to takie, które są wykonywane indywidualnie dla danego człowieka współdziałając z jego polem energetycznym, czyli aurą. Wspomagając pole ochronne człowieka, zapewniają ochronę przed złem.

Dobroczynne Feng shui

Od samego początku, gdy sztuka Feng shui przekroczyła nasze granice niebywałe, cudowne wręcz działanie przypisywane było przedmiotom kultury chińskiej zwanym remediami. Dzwonki wietrzne, posążki Buddy, żaby, flety czy ideogramy jako remedia zawładnęły naszym rynkiem
- Z każdym dniem coraz częściej poszukujemy przedmiotów, które „slużą” zdobyciu pieniędzy, poprawie zdrowia, naprawie relacji międzyludzkich. Zwiększa się zapotrzebowanie na odreagowywanie złych energii. Chętnie kupowane są amulety tybetańskie, oparte na mantrze Om –Mani – Padme - Hum  działające na wszystkie aspekty życia - mówi Marian Jurek, zajmujący się ich sprzedażą od wielu lat.
- Różnica jest taka, w porównaniu na przykład z rokiem ubiegłym, że społeczeństwo jakby dojrzało. Chce zapobiegać problemom, nie - jak dawniej - szukać jedynie rozwiązań.
Popularnością cieszy się pierścień mnichów tybetańskich, dzięki któremu dokonują się różne transformacje. Na czasie jest jak zawsze znak Om i znak Tao, przynoszące siłę i równowagę.
To jednak tylko jedna strona Feng shui. Ta łatwiejsza dla nas, bo bardziej zrozumiała. Tylko, czy postawienie figurki lub założenie na palec pirścienia to już sukces?
Zapominamy - a rzadko się o tym mówi - że remedia Feng shui to nie to samo co sztuka Feng shui, a tylko sposób zaspokojenia naszej podświadomości. W dodatku  niejednokrotnie  tylko na chwilę. Często  błędnie utwierdzamy  się w przekonaniu, że coś zrobiliśmy w celu rozwiązania naszego problemu, zakupując figurkę, która w naszym mniemaniu przyniesie oczekiwany efekt. Lecz tak naprawdę remedia  nie zastąpią  istoty tej starej metody.
Feng Shui to sztuka i umiejętność praktycznego życia w harmonii z otoczeniem. Dwa obco brzmiące, choć udomowione przez nas słowa oznaczają wiatr (powietrze) i wodę, czyli dwa czynniki fizyczne, bez których nie jesteśmy w stanie w ogóle egzystować. Na naszej planecie wpływ wody i świeżego powietrza determinuje życie, a metody Feng Shui pozwalają na znaczące usprawnienie jego jakości poprzez indywidualny dobór proporcji obydwu czynników. Właściwie zastosowane Feng Shui owocuje w tempie zależnym od faz Księżyca polepszeniem poszczególnych aspektów życia, witalnością, zdrowiem, dobrymi relacjami z otoczeniem i nadmiarem energii, w tym także finansowej. Zainteresowanie tą sztuką jest coraz większe, zwłaszcza w ostatnim czasie.
Trzeba jednak nie lada wiedzy, praktyki i zaangażowania, by wprowadzić potrzebny ład i porządek.
Remigiusz Senska od 1998 roku praktykuje Feng Shui w Polsce, Europie, USA i w Chinach. Kilka razy w roku odwiedza centra wiedzy Feng Shui na świecie (Chiny, Hong Kong, Malezję, Singapur), wzbogacając własne umiejętności i wiedzę zabieranych ze sobą osób. Specjalizuje się w praktycznych zastosowaniach Szkoły Kompasu, doradzając w kreacji dobrobytu i partnerstwie, stosując tradycyjne i nowoczesne środki aranżacyjne.
- Kiedyś klienci w zdecydowanej większości nastawieni byli na poprawę zdrowia i partnerstwo. Obecnie ukierunkowują się głównie na biznes - mówi. - Ci, którzy prowadzą interesy na dużą skalę najlepiej wiedzą o tym, że o przyszłość trzeba zadbać. Aranżują więc wnętrza, zamawiają logo firm tworzone zgodnie z zasadami Feng shui, proszą o zabezpieczenia - najczęściej przed konkurencją lub okolicznościami urzędowymi. Właściwie wszyscy to klienci indywidualni, mający określone cele. Im trzeba tylko wszystko poukładać tak, by przynosiło pożądane efekty. Takich osób nigdy nie brakowało, jednak teraz, kiedy nieco trudniej się żyje, ich liczba sukcesywnie wzrasta – stwierdza. -  Oni nie postawią sobie na biurku figurki Buddy pokaźnych rozmiarów, ani żaby z pieniążkiem, czy wielkiego smoka. Zdecydują się ewentualnie na drzewko finansowe. Drobne przedmioty kupują przygodni klienci. Często nawet nie wiedzący po co przyszli, po prostu szukający czegoś, co może im pomóc. Czasem z tych przygodnych sytuacji rodzi się stała współpraca - opowiada. Zdecydowanie jednak podkreśla wzrost zainteresowania sztuką Feng shui w celu uzyskania pomocy wieloaspektowej.

Aura, runy i reiki

Redukcja zatrudnienia ma coraz większy wpływ na to, że nawet jeśli nie chcemy, staramy się przebranżowić, nie mając innego wyjścia. Potwierdzenia, czy nadajemy się do wykonywania innego niż dotychczas zawodu szukamy często, wykonując zdjęcie aury.
- Dzięki temu, że prezentujemy najnowszą technikę w tej dziedzinie, nie narzekamy na brak klientów – mówi Saulius Monkauskas, prowadzący w Tarnowie firmę Sotari. - Analizując kolory aury, określamy między innymi predyspozycje danej osoby. Nie raz zdarzyło się już, że po uzyskaniu u nas wskazówek, co do potencjału, jaki skrywa w sobie – często o nim nie wiedząc - dany klient zapisywał się na szkolenia, kursy, o których nigdy wcześniej by nie pomyślał. Rozpoczynał kształcenie na przykład w dziedzinie bioterapii, reiki, psychologii – mówi analityk aury.
- Nie ulega wątpliwości, że znając swoją aurę po prostu łatwiej nam radzić sobie z problemami, łatwiej funkcjonować w otaczającej nas rzeczywistości. Po prostu życie nabiera innych barw a ludzie odnajdują siebie – wyjaśnia.
Słowa te potwierdzają klienci. - Gdyby nie zdjęcie aury, jakie zrobiłam u pana Sauliusa, nie wiedziałabym, że mogę śmiało pójść w ezoterykę. Zajęłam się numerologią i runami. Odnalazłam własną ścieżkę życia, dzięki czemu zaczęłam się spełniać – mówi Magda Małkiewicz z Poznania.
- Znajomość aury i dobra jej interpretacja naprawdę zmienia punkt widzenia na wiele spraw. Otwiera przed nami nowe możliwości. Jesteśmy bardziej świadomi siebie, swoich zachowań, relacji z innymi, rozumiemy co i z jakiego powodu nas spotyka. Cieszy mnie, że dokonując analizy aury moich klientów mogę w pewnym sensie im pomagać – stwierdza Saulius Monkauskas.
Kolejne remedia, jakie zyskują na popularności, kiedy nasilają się problemy to symbole Reiki. Mają za zadanie roztaczać i synchronizować energię, tworząc przyjazną dla duszy i ciała aurę. Każdy z symboli występuje w formie wisiorków, które można nosić na szyi, ale również w portfelu. Dla poprawy działania wieczorem można wkładać je pod poduszkę. Nie są zwykłą biżuterią, która ma ozdabiać nasze ciało. Należy je nosić do czasu, aż pożądany cel zostanie osiągnięty. Poszczególnych symboli należy używać osobno. Kolejność stosowania jest dowolna. – Czuję się spokojniejsza, mam większą energię zyskałam pewność siebie, łatwiej mi się myśli – mówi Agata Janosz. Stało się tak, od kiedy zaczęłam nosić symbol Senshin.
Podobnie jest z runami, których moc znana jest od dawna. Co rusz znajdują się chętni na wykonanie talizmanu zawierającego znaki, którymi posługiwali się Wikingowie. Tajemnicze kształty już nikogo nie dziwią. Klient jest dziś bardziej obeznany niż kiedyś. Obecnie przychodzi i chce by go chronić. Jego, zdrowie najbliższych, układy partnerskie, pracę. Najczęściej kupowana runą jest Sowelo. To runa lecznicza, uaktywnia energię czakr, harmonizuje jej przepływ i wzmacnia siły witalne organizmu. Noszona jako talizman zapewnia sukces i powodzenie.

Nieustannie obecne

Gwiazda Arcygamy, Talizman Słońca, kryształowe piramidy, Oko Horusa, Heksagram, Talizman Aniołów, wisior Atlantów, Ręka Fatimy, Bastet, Znak Om… ileż to razy zauważamy te znaki w postaci pięknie wykonanej biżuterii u znajomych, mijających nas przechodniów lub nosimy je sami. Jak łatwo zauważyć, symbole towarzyszą nam nieustannie. Ten świat, sięgający korzeniami do pradawnych czasów, umiejętnie splata się z tym, co niesie z sobą nowoczesność. Współczesny człowiek ciągle się spieszy, goniąc za szczęściem, zdrowiem, pracą, pieniędzmi, miłością. Nic więc dziwnego, że w tej gonitwie sięga po to, co przez wieki pomagało zachować równowagę i osiągać cele – po remedia.
Teresa Szczepanek.
 Tekst jest własnością Pani Tereni Szczepanek i uzyskałam jej zgodę na publikację go na moim blogu  :)

czwartek, 22 września 2011

Pająki i pajączki

Piękne zdjęcie !! Tak bardzo piękne , i tak to bywa pająk uplecie sieć a sam na drzewie się czai i czeka na kolejna ofiarę .......TO ZDJĘCIE ZROBIŁA EWUNIA .
Opowieść którą zaś przedstawię to opowiadanie Jadwigi , która w nic tak nie wierzyła jak w prawdziwą bajkową miłość.
Długo po rozwodzie byłam sama. Moja córeczka za rok miała iść do szkoły .Moja samotność była już nie do wytrzymania a ja coraz bardziej potrzebowałam ciepła i miłości. Wierzyłam w to że każdy ma gdzieś swoją połówkę . Wierzyłam że gdzieś na mnie czeka mój książę , mężczyzna mojego życia , moja druga połówka :).
Na portalu randkowym w niedługim czasie poznałam super fajnego mężczyznę , bardzo szybko zdobył zaufanie mojego dziecka , pokazał mi jaki świat może być piękny a ja poczułam się przez niego adorowana i uwielbiana. Na spotkania przynosił kwiaty i słodycze , zasypywał nas prezentami...... Eh.... bajka .... po jakimś czasie naszej znajomości postanowiliśmy razem zamieszkać ...problem polegał tylko na tym gdzie ? Robert co prawda miał mieszkanie ale za granicą gdyż prowadził tam swoją firmę która przynosiła mu spore dochody , tu w Polsce pomieszkiwał u matki. Ja zajmowałam małą kawalerkę i sama z ledwością mieściłam się w niej z dzieckiem. Tak czy inaczej byliśmy tak ze sobą szczęśliwi że każdy dzień osobno był dla nas cierpieniem. Robert postanowił sprzedać swoje mieszkanie w Szkocji i wprowadzić małe zmiany w firmie by móc jak najszybciej zamieszkać z nami. Nie braliśmy chwilowo opcji wyjazdu za granicę ze względu na małą i rozpoczętą tu przez nią szkołę . Kochany mój książę tak bardzo o wszystko się martwił , nawet o wyprawkę do szkoły mojej Monisi , mała wszystkie przybory miała przywiezione ze Szkocji. Ale tak to bywa że jak sie ludzie kochają to zaczynają się problemy , i u nas tez się zaczęły ,mieszkanie Roberta nie chciało się sprzedać , a firmy opóżniały się z płatnościami. Mijały miesiące i zbliżały się święta Bożego narodzenia . Z przygotowana kolacja wigilijna i z sercem na ramieniu czekałam w oknie wypatrując Roberta .......mijały godziny a minuty ciągły się w nieskończoność ....pierwsza gwiazdka już dawno zabłysła i w innych domach rozbrzmiewały kolędy......  A ja czekałam....  Nagle pod mój blok zajechał biały Mercedes i wyszedł z niego mój książę ...Robert obładowany dla nas prezentami wtarmosił sie na trzecie piętro mojego mieszkania . Nasza radość była ogromna , nie mogłam napatrzeć się na radość Moniki bawiącej się i przeglądającej ciągle prezenty od Roberta . Nie wyobrażacie sobie mojej radości gdy po kolacji z kieszeni wyciągnął małe pudełko w którym znajdował się piękny złoty pierścionek z PRAWDZIWYM BRYLANTEM ....w oczach stanęły mi łzy szczęścia a serce utknęło w gardle z radości . Postanowiliśmy już nigdy nie rozstawać się nawet na chwilę . Nasze plany też uległy małym zmianą . Ja postanowiłam sprzedać moją kawalerkę i zaciągnąć pożyczkę na nasze wspólne M4 , na pewno spłacimy wszystko bardzo szybko bo po nowym roku Robert będzie mógł ruszyć swoje zamrożone pieniądze . Wszystko przebiegało zgodnie z planem . Mieszkanko szybko znalazło nowego nabywce a bank przyznał mi spora gotówkę. Nowy nabytek tez już był upatrzony i wszystko prawie załatwione . Właściciel mieszkania chciał gotówkę do ręki przekazana przy notariuszu. Notariusz umówiony . Wszystko dograne , ja miałam zaraz po pracy zjawić się u notariusza a Robert i właściciel naszego mieszkania mieli tam dojść. Ja byłam , notariusz tez .... Ale reszty nie !!!!!!!!!!!!!!! I na tym skończyła się bajka .Roberta nigdy nie odnalazłam .Właściciela M4 też nie . Ja zostałam bez mieszkania z ogromnym długiem . Dzięki Bogu że nie umarłam bo postanowiłam ze sobą skończyć , moje leczenie psychiatryczne po całym wydarzeniu też dobiegło końca . Robert okazał się oszustem matrymonialnym , zresztą poszukiwanym przez policje a brylant nie był brylanetem , nawet pierścionek nie był złoty!!!
--------------   Wiecie co ..... po przeczytaniu opowieści Jadzi po prostu brakło mi słów by cokolwiek dodać od siebie ... :(   No ten to ją zamotał w swoja sieć ufffff

sobota, 17 września 2011

Pająk i Asia

Mam na imię Aśka , jestem nauczycielem w szkole podstawowej, prowadzę dodatkowo fitness Jestem wysoka , szczupła wysportowana , znam swoja wartość .Nie jestem wymagająca.Znudzona samotnością postanowiłam poznać jakiegoś miłego mężczyznę który podobnie jak ja potrzebuje z kimś porozmawiać i spędzać samotne długie wieczory w towarzystwie drugiego człowieka .Po jakimś czasie zaczepił mnie mężczyzna o imieniu Piotr , całkiem fajny miły , super nam się rozmawiało .Piotrek był w trakcie rozwodu ,miał dwójkę dzieci ale prawie dorosłych.Nasze rozmowy internetowe trwały godzinami , rozmawialiśmy o wszystkim. Ponieważ nie miał kamerki to zasypywał mnie swoimi zdjęciami bym miała możliwość poznania jego zewnętrznego wyglądu ....bo wewnętrzny prawie już znałam.. Po kilku tygodniach rozmów udało mi się namówić Piotra na spotkanie . Nasze ,,pierwszy raz ,, miało odbyć się w Krakowie pod smokiem wawelskim. Ponieważ jestem bardzo punktualna na nasze spotkanie pobiegłam prawie pół godziny wcześniej .... czekam , denerwuje się rozglądam....mój wzrok szuka wysokiego przystojnego czterdziestolatka o czarnych włosach i pięknie zbudowanej sylwetce . Mija godzina , moja rozpacz sięgała zenitu gdy na moja ławeczkę dosiadł się zgarbiony szpakowaty żle ogolony pan około hm... na mój gust sześćdziesiątki . Z uśmiechem na bezzębnej twarzy z jego ust zasyczało....witaj kochanie ...Moje nogi same zerwały się i pobiegły przed siebie . Uciekłam i chyba długo już z nikim z internetu się nie spotkam .- Panowie Nie Kłamcie !. (Opowiadanie umieszczone za zgodą jego właścicielki ) - hm... a swoją droga przefajnie umawiasz się  babo z super menem a przychodzi koszmar z ulicy Wiązów ;)

Warsztaty Duszy

Coraz więcej zagłębiamy się w swoje wcielenia i odkrywamy za pomocą różnych technik swoje wnętrze.
Podaje na jednym z moich postów jak odkryć swoje poprzednie wcielenie, zachęcam wszystkich do skorzystania z tej metody , gdyż pozwala nam to zajrzeć w głąb siebie i zrozumieć dlaczego jesteśmy tacy a nie inni. Refleksje te nasunęły mi się  po kolejnych spotkaniach z ciekawymi ludżmi i po długich rozmowach z ludżmi zajmującymi się metodami hipnozy i badaniami nad ludzka duszą . Wszystkim zainteresowanym proponuję warsztaty odkrywania siebie , które będzie prowadził pan Krzysztof psycholog-psychotronik Zapisy pod nr tel 503017207. Należy podać swojego e-maila by umożliwić nam informowanie o terminie warsztatu. ....... Pozdrawiam wszystkich odwiedzających .... :)

piątek, 16 września 2011

Galeria

Targi 2011    Katowice
Jak co roku wspaniali ludzie i mnóstwo cudownych rzeczy ..................................... :)

Mamy pająka

No i tak.... pisanie , spotkania , i wszystko daje w łeb . Czasami mam wrażenie że facetów porwali obcy i wycieli im płat mózgowy odpowiedzialny za rozum . No jak można przy pierwszej rozmowie telefonicznej dopytywać o dobra materialne , ...:) No ale chyba można skoro facet pyta mnie czy mam mieszkanie wykupione na własność , jaki posiadam samochód i czy mam książeczkę oszczędnościową ...  Zabrakło mi powietrza w ustach by odpowiedzieć na jego pytania.
I tym sposobem czar prysnął  więc , no cóż  żabior nie przemienił się w księcia . Otrzepałam skrzydełka , podniosłam dziób do góry i poserwowałam po internecie. Hm.... no i chyba trafiłam , .....paf... super gościu z Wielkiej Brytanii , żona zginęła w wypadku , córka 15 letnia ...uffff -przystojny , wysoki , ma firmę , chce się żenić ...No szczyt marzeń :) Tylko jakoś mój dysk twardy musiał być bardzo zanieczyszczony albo żle miałam poukładane zwoje mózgowe bo nie potrafiłam zrozumieć dlaczego mam wysłać na jego konto dosyć okrągłą sumkę pieniędzy ...
No nic , nie zraziło mnie to do szukania mojej miłości ....a czemu miałabym się wycofać ? Kasy nie straciłam , kaca moralnego też udało mi się uniknąć , więc nic tylko zamieniłam się w poszukiwaczkę prawdziwej miłości i serwowałam dalej.
Moja zdobycz z Marsylii -----  No teraz to wiem już że to to ...no może mógłby być wyższy , albo chociaż młodszy , ale wiem ....marudzę . Facet jest super ! Nie chce ode mnie żadnych pieniędzy, chce ze mną mieszkać , znalazł nawet szkołę w Marsylii dla mojego dziecka . Nic mu nie przeszkadza , ani to że nie znam języka  ,ani nie interesuje go co posiadam . Chyba go lubię :) Rozmawiamy z sobą przez skype widzimy się w kamerce , Nasza znajomość internetowa trwa już 3 miesiące . Sporo - no nie :). Nawet zaczynam być szczęśliwa , powoli rodzą się we mnie plany wspólnej przyszłości. Przecież muszę wszystko poukładać , przygotować siebie i dziecko do tak dużych zmian ...no ale czego nie robi się dla miłości. Mija już 4 miesiąc naszych rozmów i dziś pierwszy raz zapytał czy wyjdę za niego za mąż , trochę się zawahałam bo nie mieliśmy ze soba osobistego kontaktu ,,,,,,ale co tam , myślę głupia babo ! Przecież kto nie ryzykuje to nic nie ma . Pewnie że chce być  Twoją żoną . Od tej chwili mój marsylijczyk zwracał się do mnie - FEMME . Hm.... żona fajnie brzmi , ale co to za małżeństwo na odległość , tak sobie myślę nie skonsumowane ......więc zaprosiłam mojego ,,męża,, do Polski . I zaczęło się szaleństwo - termin przyjazdu ustalony . Bilet kupiony ! No mało nie dostałam szału , prawie że zrobiłabym remont mieszkania by pokazać się z najlepszej strony . Wszystkie kąty wypolerowane tak , że nawet moje psy bały się ruszać po mieszkaniu. Lodówka , jak to na gościnność polaków przypada wypełniona po szwy, mało nie pękła. Oczywiście ma się rozumieć że zaliczyłam nie tylko fryzjera ale zmolestowałam kosmetyczkę do granic możliwości by moje ciało nabrało idealnego wyglądu i aksamitnego dotyku . :) :) :) Z wrażenia nie spałam trzy noce i mało nie urosły mi skrzydła .... oczywiście skrzydła głupoty ..... Bo gdyby głupota miała skrzydła to ja gwarantuje że bym fruwała !!!!  Marsylijczyk nie przyjechał :(  -- A wiecie dlaczego ?  Bardzo dokładnie mi opisał że biedactwo nie mogło do mnie przylecieć bo SAMOLOTY NIE LĄDUJĄ POD JEGO DOMEM !!!! - no cóż każde wytłumaczenie jest dobre  :) ....  CDN..........

środa, 14 września 2011

W sieci pająka

Zbliża się jesień , minęło lato , skończyły  się poszukiwania wakacyjnych romansów.
Zatracone średniolatki ! Ciągle czegoś brakuje i każda z nas poszukuje pierwiastka męskiego , no bo jak inaczej ....- po jaka cholerę Bóg stworzył Adama i jeszcze go wpuścił do raju ? Chyba coś tu nie gra bo ciągle brakuje równowagi i wciąż rodzi się więcej dziewczynek , kiedyś bym z duma pomyślała ...no tak , bo jesteśmy ładniejsze i Pan Bóg z tego powodu nas więcej produkuje. 
Ale ostatnio wcale mi nie do śmiechu, wieczory długie , kran kapie , kontakt zepsuty .....eh, skoro same mamy to robić i naprawiać wszystko to czemu panie Boże nie stworzyłeś kobiety obojniakiem. .
I tak siedziałyśmy w grupie dzikich różnolatek i debatowałyśmy na temat męskiej części tego świata.
.....- No i ....dlaczego nie ... po co technika dała komputer? - Tak narodził się pomysł szukania super mena w sieci ......
Wszystkie samotne po przejściach , jeszcze normalne postanowiłyśmy pozakładać super związki .No ....chyba nie trzeba dodawać że zarejestrowałyśmy się na wszystkich możliwych portalach randkowych . :)
CDN............................

środa, 7 września 2011

Sklep Morgany

Wszystkim Zainteresowanym Polecam :  magiczny sklep Morgany
Obrazy malowane duszą 
Rękodzieło- anioły i nie tylko
Afrodyzjaki
Olejki
Amulety i Talizmany
Wszelkie prace artystyczne na zamówienie

czwartek, 18 sierpnia 2011

Galeria

A czasami było brak sił na spacer...............

Galeria

A w wolnych chwilach .....spacery

Galeria

Było tez mianowanie :)  :)  :)

Galeria

Po zajęciach w Krośnie , nasz mistrz i nauczyciel dostarczał nam atrakcji :)  :)  :)

Galeria

W Krośnie odbyły się warsztaty medytacji

Galeria

Jesteśmy po kolejnych warsztatach....tym razem odbyły się w Krośnie

WARSZTATY SAMOOBRONY DLA KOBIET  :)
Dawałyśmy sobie rade :)

Szelest Miłości

Pod zasłoną obojętności
ukradkiem ,zlizuję z moich ust
......smak miłości
To wszystko co zostało mi po tobie
.....wtulona w poduszkę kradnę ostatnie okruchy twojego zapachu,
I mimo że Cię nie mam .....jestem szczęśliwa
.....Bo moja miłość do Ciebie .....daje Ci wolność
I dlatego jest prawdziwa.......



Błogosławieństwo

A kiedy .......będziesz kochał , ta inną kobietę ,
Będę z Tobą dzielić radość .......twojego szczęścia,
Nie pokarzę Tobie bólu naszego rozstania.....
A kiedy będziesz kochał ......inną kobietę
....to ja będę ta która pierwsza Cię pobłogosławi .



Szelest Miłości

,,Miłość  to złożone słowo, Które składa się z dwóch samogłosek , czterech spółgłosek i Dwóch głupców.,,

Gdzieś to kiedyś słyszałam i utkwiło mi bardzo w pamięci , po głębszym zastanowieniu w zupełności z tym stwierdzeniem się zgadzam.Może ktoś czytając to uzna mnie za feministkę albo stwierdzi że nie wiem co pisze . Ja jednak pozwolę sobie poruszyć najbardziej kontrowersyjny tema jakim jest miłość.Oczywiście zawsze podejmujemy temat pod chwilą impulsu, przeżyć czy innych bodżców. Ja poruszam ten temat dlatego że jest on najczęściej podejmowanym tematem na sesjach wróżbiarskich. Tylko nikt tak naprawdę nie zastanowił sie co kryje się pod słowem miłość , często mylimy to uczucie z innymi emocjami takimi jak pożądanie lub chęć posiadania tej drugiej strony na własność. Nie potrafimy się pogodzić z tym że ktoś kogo ,,kochamy,, jest wolny...jak to - należy go kontrolować , zabrać mu wolność a najlepiej to zlegalizować związek bo wtedy możemy uznać tą drugą stronę za swoją własność.Tak naprawdę nie potrafimy kochać i nie rozumiemy słowa miłość.Nie potrafimy kochać bezgranicznie nie ograniczając drugiej stronie wolności i swobody.
,, JEŻELI MIŁOŚĆ NIE DAJE CI WOLNOŚCI--NIE JEST PRAWDZIWĄ MIŁOŚCIĄ,, ( OSHO)
Polecam jego książkę pod tyt. << Smak Miłości>>  pozwolę przytoczyć sobie fragment jego książki,, W indiach miliony kobiet umierały na stosach pogrzebowych.Płonęły żywcem ze zmarłym mężem.Chciał mieć żonę za życia i po śmierci.Ten obyczaj dotyczył tylko kobiet .Przez dziesięć tysięcy lat żaden mąż nie wszedł na stos pogrzebowy swojej żony.......czy to znaczy że tylko kobiety kochają mężczyzn ???



niedziela, 14 sierpnia 2011

Magia raz jeszcze

Tak naprawdę to przecież magia jest uważana za najstarszy system wiedzy.Jest opisywana przez wieszczy i poetów , szukana przez naukowców a jej początki sięgają prawdopodobnie człowieka jaskiniowego. Poprzedzała wszelkie religię ...a może była właśnie tą pierwszą która praktykował człowiek. Dla tych którzy nie wiedzą czym ona jest , chcę wyjaśnić że jest to sztuka która polega na czynieniu w otaczającym świecie naszej własnej woli.Czyli to jest tak jak z pozytywnym myśleniem i tworzeniem sobie pozytywnej rzeczywistości. Wiedza która służy nam do kształtowania świata tak , by on był zgodny z wolą , szamana , czarownika czy jak ktoś woli maga.Polega ona na sztuce nawiązania kontaktu z duchowa strefą rzeczywistości. To umiejętność nawiązywania kontaktu ze światem energii astralnych , światem tzw.duchów , zmarłych przodków, życiem i rytmem przyrody, panowaniem nad światem istot duchowych które otaczają nas w okół. Magiczne formuły mają swoja żelazną logikę .Pewne zasady , reguły , a nawet techniki z magii przyjęła medycyna np. psychologia . W hipnozie działamy przecież na podświadomość a uwolnienie złego ducha to psychoterapia. Wypędzanie złych duchów z zastosowaniem magii w dzisiejszych czasach to uwolnienie człowieka od nerwic , lęków , depresji czy tez innej psychozy. Magia dzisiaj to przede wszystkim techniki rozwoju świadomości czyli np. wizualizacje , joga , zen , tarot, to są techniki pozytywnego myślenia . Zmian w naszym zagonionym świecie na lepsze, pomocy w urzeczywistnieniu swoich potrzeb i otwarciu oczu w spojrzeniu na świat, powrót do zatraconego raju. .....eh....ja kocham tą moją magię :) - zastanawiam się czy nie zrobić warsztatów z tego tematu ......Czasami to aż wstyd się przyznać , ale ja mam taki piękny autyzm :) swój świat magii .